Nie ma to jak urodziny na początku „długiego weekendu”! Nareszcie czas na relaks!
I nawet nie przeszkodziła mi pobudka o 6.50, gdy moja kochana Czwórka zaśpiewała mi pięknie „Happy Birthday” (no, dobra, Femiś tylko klaskał). Ach, to był tylko początek niespodzianek…
Chwilę po siódmej miałam już śniadanie w łóżku (dzięki, Kemciu!) wraz z prezentami, potem poszłam do toalety… a tam cała ściana serduszek z życzeniami wypisanymi przez moją Przyjaciółkę… wzruszyłam się, zwłaszcza że Przyjaciółka jakieś 1000km ode mnie, no ale… od czego konspira z Kemi! WOW!!!
I tak radośnie się dzień dalej potoczył 🙂
Kemi zrobił mi dzień z kosmetyczką (szpanuję teraz pomalowanymi paznokciami, ale tylko te u nóg czerwone, hihi).
Po raz pierwszy w życiu upiekłam bułeczki i musiały być nie njgorsze, bo już nie ma ani jednej 🙂
Pomknęliśmy na spacer do Ogrodu Botanicznego, gdzie wpuszczono nasze Dzieci na rolkach i rowerku biegowym (i nikogo nie rozjechali, ufff…), gdzie połaziliśmy sobie mega przyjemnie!
A jakby tego wszystkiego mało, KKS Turów Zgorzelec pięknie przegrał z naszym Stelmetem w niezdobytej twierdzy CRS (53:67)!
Ach… tak dobrze czasem się zatrzymać i nacieszyć chwilą 🙂 I podziękować Bogu za to wszystko, co w moim życiu takie niesamwite – przede wszystkim za Rodzinę i Przyjaciół! Wasze i moje zdrowie, Kochani!