Dzieci zapakowane do auta, mimo upału, gotowe… całe szczęśćie, przejażdżka krótka, bo dziś mkniemy tylko na drugi koniec Zielonej Góry – do ogrodu botanicznego, który od pewnego czasu powiększony jest o mini zoo 🙂 Dawno już tam nie byliśmy, więc wszyscy się cieszymy na tę wyprawę.
Już na progu miła niespodzianka – są otwarte kasy! Jupi, bo zawsze miałam problem z drobnymi do automatu z biletami 🙂 Mimo zwiększenia powierzchni, ceny nie zostały zwiększone – szkolniaki po złotówce, dorośli dwa złote, a maluszki za darmo.
Przeszliśmy bramę i… kolejna niespodzianka! Kawiarenka! Tak! Tego tutaj brakowało!!! Kemi i Ife zaraz chwycili lody, Lanre i ja z zachwytem załapaliśmy się na południową kawę (cena też ok, 4 zł) i… prosto do mini zoo, bo tam – zabawa!
Na początek, oczywiście, wspinaczka „grzybowa”… no cóż, chyba żadnne dziecko nie potrafi się powstrzymać… te grzybki są po prostu stworzone do siedzenia na nich! Prawda??
Dla Femika to pierwsze (świadome) spotkanie z różnymi zwierzątkami 🙂 Kozy okazały się fascynujące, zwłaszcza jak Kemi i Ife karmili je specjalnie przygotowaną karmą (automaty z karmą w pudełeczkach za 1zł przy klatkach – obowiązkowe dla Dzieci!).
Zanim ruszyliśmy ku innym klatkom – plac zabaw! Tak, dodanie go w samym sercu mini zoo to naprawdę świetny pomysł – widać, że to miejsce zostało stworzone z myślą o dzieciach, i one – cóż, są zachwycone. I niech sobie tabuny rodziców narzekają na „koszmarkowe” figurki postaci z bajek – phi! Moje Dzieci je uwielbiają! Z wielką masją się na wszystkie wspinają, chcą mieć z nimi zdjęcia i po prostu są nimi zachwycone! A skoro tak, to i ja je lubię 🙂 W końcu najważniejsza jest dobra zabawa DZIECI, a Rodzice… mają się cieszyć z dziećmi 🙂 I już!
Po wspinaczkach i innych zabawach na placu, pora spojrzeć na inne zwierzęta… my uwielbiamy pawie. Nie wiem jak to robią w Zielonej Górze, ale… oba pawie z radością pokazują tutaj swe rozpostarte ogony! Ile bym nie namawiała na pokazanie ogona pawie w innych zoo – bez szans, a tu… dwa pawie równocześnie! Zachwyt maksymalny! I te zaloty w pawim wykonaniu – ach, ach! Wszystkim nam się podobały, i oderwac od klatek się nie mogliśmy! Ale pora ruszyć dalej, bo atrakcji jeszcze dużo – papużki, surokatki, figurki dźdźownicy, bizona i gigantycznej mrówki… wszystko trzeba obejrzeć, dotknąć lub dosiąść! Tak, nawet lanre i Femiś nie mogli się powstrzymać i wylądowali w dyniowej karocy kopciuszka! A co! Jak zabawa, to zabawa! I Czyż nie fajni z nich królewicze?
Oczywiście po tych wszystkich atrkacjach w mini zoo, nie mogliśmy sobie odpuścić spaceru po ogrodzie botanicznym. Kwiatów mnóstwo, zapachy piękne, a do tego… przestrzeń! Ta trawa na środku ogrodu to pełen wypas dla osiedlowych dzieci takich jak moja trójka!!! Zanim się obejrzałam, Kemi i Ife już robili gwiazdy i „układy akrobatyczne”, a że tłumów nie było, mogli się spokojnie popisywać przed rodzicami 🙂 Femiś był nieco ostrożniejszy – dla Niego nierówności to wciąż wyzwanie, choć teraz już dużo mniejsze 🙂
Nawet się nie spostrzegliśmy kiedy w ogrodzie botanicznym i minizoo minęły nam dwie godzinki! Oczy zachwycone zielenią, nóżki (zwłaszcza te młode) odpowiednio zmęczone hasaniem – ach, teraz już można wrócić do domu 🙂
A ogród botaniczny z mini zoo jeszcze nie raz odwiedzimy!!!